wtorek, 8 kwietnia 2014

Epilog



Antyk. Jedna z epok w dziejach świata. Powstawały wtedy największe literackie dzieła jakie dane nam było poznać. Powstały pierwsze nurty i idee.  Powstali i oni ‘bohaterowie tragiczni’. Kim byli? Otóż była to postać, która podejmowała bardzo trudne decyzje w swoim życiu, zazwyczaj bardzo krótkim. Nie ważne jaką decyzję by ta osoba podjęła, to i tak była ona sprzeczna z pewnymi przekonaniami. Teraz Ty masz podjąć taką decyzję. Nie wiesz co masz zrobić, towarzyszy Ci kompletny mętlik w głowie. Musisz wybrać –Twoje życie, lub życie Waszego nienarodzonego dziecka.



-Kochanie, Mandzia proszę Cię. Nie możesz tego zrobić, błagam Cię.- mówi prawie płacząc Twój narzeczony. Podjęłaś decyzje, donosisz i urodzisz Waszego syna mimo ryzyka, ryzyka które warte jest przysłowiowej świeczki, bo niczym jest dla Ciebie życie, jeśli miałabyś utracić drugie dziecko. Nie dałabyś rady.

-Mogę, a nawet muszę Marcin, Ty niczego nie rozumiesz- w Twoich olbrzymich oczach również zbierają się łzy. –  Jeśli tego nie wytrzymam, wychowasz naszego syna, znajdziesz sobie inną kobietę, która idealnie mnie zastąpi, będziesz ją kochał równo mocno co mnie.  Wychowasz go na świetnego mężczyznę- łzy spływają po Twoich blado-różowych policzkach- Wierzę w to z całych sił, kochanie- uśmiechasz się nikle.

-Nie poradzę sobie bez Ciebie- zatapia twarz w Twojej drobnej dłoni. Spędziłaś już w szpitalu 6 miesięcy. Do rozwiązania zostały Ci 3. Podobno najgorsze. Boisz się śmierci. Chyba nie ma takiej osoby, która by się jej nie bała. Jesteś na nią mentalnie przygotowana, nie boisz się samego faktu odejścia, boisz się, że nie zobaczysz już uśmiechu swojego syna, że nie będzie Ci dane słuchać jego płaczu, nie będziesz go pocieszać, uczyć, nie będziesz przy nim. Nie będzie Cię przy dwóch najważniejszych mężczyznach Twojego życia. To powoduje, że strach paraliżuje każdą najmniejszą część Twojego ciała.  Czułaś jakby drobne ziarenko piasku wpadło do Twojego serca, powodując ból tak ogromny, że nie mogłaś sobie z nim poradzić. Nawet łzy nie przynosiły ukojenia. Wiedziałaś jednak, że nie możesz dać po sobie tego znać, musiałaś być silna. 


Kolejne dni były podobne do poprzednich.  Monotonia wkradła się do waszego życia. Twój brzuch z dnia na dzień był coraz większy, Ty byłaś coraz słabsza, bledsza bez tego błysku w oku. Na Twojej papierowej skórze było widać każdą nawet najdrobniejszą żyłkę, było widać każde zadrapanie.  Z dnia na dzień stawałaś się wrakiem człowieka. Jedynym szczęściem był Marcin obok Twojego łóżka, zasypiający na niewygodnym krześle po wieczornym treningu i wasza latorośl która w nocy swoimi nad wyraz mocnymi ruchami nie dawała Ci spać. Podczas bezsennych nocy znów zadawałaś sobie milion pytań, lecz na żadne nie uzyskałaś odpowiedzi.


Budzisz się, za oknem świeci słońce jednak mimo wszystko czujesz w sobie niedoparte wrażenie, że dziś coś się stanie. Jeszcze wczoraj spierałaś się z Marcinem, ze ma jechać jutro na półfinałowy mecz do Rzeszowa i pokazać wszystkim swoją siłę. Nagle czujesz przeraźliwy, kłujący ból w okolicach podbrzusza, krzyczysz. Nie wiesz co masz zrobić, uczucie to sprawia, że nie myślisz, ostatkiem podświadomości przyciskasz przycisk, który zawiadamia pielęgniarki, że coś się z Tobą dzieje. Tracisz przytomność.


Tam gdzie się teraz znajdujesz nie ma bólu, cierpienia i łez. Znajdujesz się gdzieś między niebem, a przysłowiową ziemią. Grunt pod Twoimi bosymi stopami jest bezbarwny, a Ty sama jesteś ubrana w szpitalną piżamę. Spoglądasz na dół, gdzie na dole niczym mrówki uwijają się lekarze, walcząc o życie jakieś dziewczyny, łudząco przypominającą Ciebie. Używają wielu prób, jeden z nich uciska, drugi wdycha świeże powietrze do Twoich ust, następny szykuje maszynę, która dzięki przepływowi prądu ma pobudzić Twoje serce do pracy. Wszelkie próby kończą się fiaskiem. Krzyczysz z góry, żeby ratowali Twoje dziecko, lecz oni Cię nie słyszą. Nie słyszą Twoich próśb, błagań, lamentów. Nagle przestają walczyć, słyszysz równomierną prace maszyny, lecz nie wracasz do swojego ciała. Nadal wegetujesz. Nagle przewożą Cię do innego pomieszczenia, podciągają Ci koszulę do góry. Wykonują cesarskie cięcie. Nagle widzisz małą zdrową dziewczynkę, nie słyszysz jej płaczu, to powoduje Twój pierwszy upadek. Upadasz na bezbarwne sklepienie ciskając się po nim, próbując coś zrobić lecz nie możesz zrobić właściwie nic. Po którymś klapsie, dziecko zaczyna rzewnie płakać, płaczesz i Ty, tym razem ze szczęścia. Lekarz cały we krwi uciera się, inny zaś szyje Twój brzuch.

-Panie Marcinie, stało się coś czego obawialiśmy się najbardziej- mówi do Twojego narzeczonego lekarz, który najdłużej Cię reanimował, lekarz, który przyczynił się do przyjścia Waszego dziecka na świat. – Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by tego uniknąć. Serce Pańskiej narzeczonej, nie wytrzymało ciąży, dziecko rozwijało się czerpiąc z niej wszystko, nawet jej życie. Pani Amanda właśnie znajduje się w tak zwanej śpiączce farmakologicznej. Ta doba będzie decydująca. Jeśli stan będzie bez zmian, jutro w jej serce wstawimy rozrusznik, jeśli stan się pogorszy, proszę się przygotować do najgorszego- klepie go jeszcze po ramieniu, dodając jako takiej otuchy.  Nie wiesz co masz myśleć. Chcesz żyć, bo przecież masz dla kogo. Prawda?


Nadal masz przed sobą wizje swojej przyjaciółki, która mówi Ci, że Marcin doprowadzi Cię do ruiny. Masz jej za złe, to że nie wierzyła w Waszą miłość, która jest tak silna, że przezwycięża wszystko. Nadal przed sobą masz Marcina. Pustkę panującą dookoła Ciebie wypełniają Ci wspólnie spędzone chwile, pierwsze spotkanie, pierwszy dotyk, pocałunek, pierwsze słowa ‘Kocham Cię’. Czujesz się jak w kinie, na najpiękniejszym seansie jakim było dane Ci obejrzeć. Na seansie Twojego życia.


Decydująca dobra w Twoim życiu, była dla Twojego narzeczonego wiecznością. Nie zmrużył nawet oka, przy waszej córce siedzieli na zmianę koledzy Marcina. On siedzi przy Twoim łóżku, mówiąc, że mrużenie oczu to wieczność, przez którą może Cię stracić. Ty walczysz, jesteś dzielną spartanką, która walczy, do samego końca, ostatni oddech jest walką. Okazuje się, że minimalnie, bo minimalnie, ale Twój stan delikatnie się poprawia, więc lekarze decydują się na operacje. Marcin jest pełen wątpliwości, ale godzi się na wszystko, co mogło by powrócić Cię do żywych. Operacja trwa ponad 6 godzin.


Znów ta cholerna pustka, teraz nie widzisz już nic. Nagle Twoje oczy się otwierają, łapiesz wielki haust powietrza, krztusząc się nim. Marcin który przysypiał lekko na fotelu budzi się energicznie. Wszystko Cię boli, nie możesz nic powiedzieć, każdy najmniejszy ruch jest cierpieniem, lecz jest niczym przy szczęściu jakie teraz w sobie masz.
-Boże, kochanie Ty żyjesz- mówi, przytulając się do Ciebie, szybko całując w ustach- poczekaj pójdę po lekarza.  Myślałaś, że to znów ta cholerna iluzja, która bawi się Twoją podświadomością, ale zrozumiałaś, że to nie żart, gdy poczułaś smak jego ust i drapanie brody na swojej buzi.


Po krótkiej ale intensywnej rekonwalescencji wracasz do swojej rodziny, W domu panuje inna atmosfera niż zwykłą Ci było pamiętać. Wszystko jest idealne, wyśnione.  Wasza sypialnia została niezmienna, obok której znajdował się pokoik Anotsi. Podczas Twojej nieobecności Wiśnia z Gatim wymyślili imię dla Waszej pociechy, które i Wam przypadło do gustu.  Wchodzisz do sypialni i widzisz piękną suknie która wisi na żyrandolu. Jest bajkowa. Bogato zdobiona. Nagle do Twoich pleców lekko przytula się Twój narzeczony.

-Chyba przyszedł czas i na to.Prawda?

-Kto Ci pomógł z tym wszystkim? Kiedy, Marcin jak to możliwe.

-Tylko miłość mi pomogła i dorastająca nadzieja, na to, że wszystko będzie dobrze.




Koniec

_____________



Dziękuję WAM za obecność na tej historii, jednej z ostatnich. Czy ja wiem czy była udana, czy wywołała jakiekolwiek uczucia, emocje w Was? We mnie z pewnością. Raz było to zdenerwowanie, raz niemoc, raz czyste szczęście.

Byłoby mi naprawdę miło, gdyby każda z Was, która to czytała zostawiła tu jakiś znak po sobie, cokolwiek, żebym wiedziała, że czytałyście, byłyście.

To co? Do zobaczenia? 

Pozdrawiam Ania.