wtorek, 8 kwietnia 2014

Epilog



Antyk. Jedna z epok w dziejach świata. Powstawały wtedy największe literackie dzieła jakie dane nam było poznać. Powstały pierwsze nurty i idee.  Powstali i oni ‘bohaterowie tragiczni’. Kim byli? Otóż była to postać, która podejmowała bardzo trudne decyzje w swoim życiu, zazwyczaj bardzo krótkim. Nie ważne jaką decyzję by ta osoba podjęła, to i tak była ona sprzeczna z pewnymi przekonaniami. Teraz Ty masz podjąć taką decyzję. Nie wiesz co masz zrobić, towarzyszy Ci kompletny mętlik w głowie. Musisz wybrać –Twoje życie, lub życie Waszego nienarodzonego dziecka.



-Kochanie, Mandzia proszę Cię. Nie możesz tego zrobić, błagam Cię.- mówi prawie płacząc Twój narzeczony. Podjęłaś decyzje, donosisz i urodzisz Waszego syna mimo ryzyka, ryzyka które warte jest przysłowiowej świeczki, bo niczym jest dla Ciebie życie, jeśli miałabyś utracić drugie dziecko. Nie dałabyś rady.

-Mogę, a nawet muszę Marcin, Ty niczego nie rozumiesz- w Twoich olbrzymich oczach również zbierają się łzy. –  Jeśli tego nie wytrzymam, wychowasz naszego syna, znajdziesz sobie inną kobietę, która idealnie mnie zastąpi, będziesz ją kochał równo mocno co mnie.  Wychowasz go na świetnego mężczyznę- łzy spływają po Twoich blado-różowych policzkach- Wierzę w to z całych sił, kochanie- uśmiechasz się nikle.

-Nie poradzę sobie bez Ciebie- zatapia twarz w Twojej drobnej dłoni. Spędziłaś już w szpitalu 6 miesięcy. Do rozwiązania zostały Ci 3. Podobno najgorsze. Boisz się śmierci. Chyba nie ma takiej osoby, która by się jej nie bała. Jesteś na nią mentalnie przygotowana, nie boisz się samego faktu odejścia, boisz się, że nie zobaczysz już uśmiechu swojego syna, że nie będzie Ci dane słuchać jego płaczu, nie będziesz go pocieszać, uczyć, nie będziesz przy nim. Nie będzie Cię przy dwóch najważniejszych mężczyznach Twojego życia. To powoduje, że strach paraliżuje każdą najmniejszą część Twojego ciała.  Czułaś jakby drobne ziarenko piasku wpadło do Twojego serca, powodując ból tak ogromny, że nie mogłaś sobie z nim poradzić. Nawet łzy nie przynosiły ukojenia. Wiedziałaś jednak, że nie możesz dać po sobie tego znać, musiałaś być silna. 


Kolejne dni były podobne do poprzednich.  Monotonia wkradła się do waszego życia. Twój brzuch z dnia na dzień był coraz większy, Ty byłaś coraz słabsza, bledsza bez tego błysku w oku. Na Twojej papierowej skórze było widać każdą nawet najdrobniejszą żyłkę, było widać każde zadrapanie.  Z dnia na dzień stawałaś się wrakiem człowieka. Jedynym szczęściem był Marcin obok Twojego łóżka, zasypiający na niewygodnym krześle po wieczornym treningu i wasza latorośl która w nocy swoimi nad wyraz mocnymi ruchami nie dawała Ci spać. Podczas bezsennych nocy znów zadawałaś sobie milion pytań, lecz na żadne nie uzyskałaś odpowiedzi.


Budzisz się, za oknem świeci słońce jednak mimo wszystko czujesz w sobie niedoparte wrażenie, że dziś coś się stanie. Jeszcze wczoraj spierałaś się z Marcinem, ze ma jechać jutro na półfinałowy mecz do Rzeszowa i pokazać wszystkim swoją siłę. Nagle czujesz przeraźliwy, kłujący ból w okolicach podbrzusza, krzyczysz. Nie wiesz co masz zrobić, uczucie to sprawia, że nie myślisz, ostatkiem podświadomości przyciskasz przycisk, który zawiadamia pielęgniarki, że coś się z Tobą dzieje. Tracisz przytomność.


Tam gdzie się teraz znajdujesz nie ma bólu, cierpienia i łez. Znajdujesz się gdzieś między niebem, a przysłowiową ziemią. Grunt pod Twoimi bosymi stopami jest bezbarwny, a Ty sama jesteś ubrana w szpitalną piżamę. Spoglądasz na dół, gdzie na dole niczym mrówki uwijają się lekarze, walcząc o życie jakieś dziewczyny, łudząco przypominającą Ciebie. Używają wielu prób, jeden z nich uciska, drugi wdycha świeże powietrze do Twoich ust, następny szykuje maszynę, która dzięki przepływowi prądu ma pobudzić Twoje serce do pracy. Wszelkie próby kończą się fiaskiem. Krzyczysz z góry, żeby ratowali Twoje dziecko, lecz oni Cię nie słyszą. Nie słyszą Twoich próśb, błagań, lamentów. Nagle przestają walczyć, słyszysz równomierną prace maszyny, lecz nie wracasz do swojego ciała. Nadal wegetujesz. Nagle przewożą Cię do innego pomieszczenia, podciągają Ci koszulę do góry. Wykonują cesarskie cięcie. Nagle widzisz małą zdrową dziewczynkę, nie słyszysz jej płaczu, to powoduje Twój pierwszy upadek. Upadasz na bezbarwne sklepienie ciskając się po nim, próbując coś zrobić lecz nie możesz zrobić właściwie nic. Po którymś klapsie, dziecko zaczyna rzewnie płakać, płaczesz i Ty, tym razem ze szczęścia. Lekarz cały we krwi uciera się, inny zaś szyje Twój brzuch.

-Panie Marcinie, stało się coś czego obawialiśmy się najbardziej- mówi do Twojego narzeczonego lekarz, który najdłużej Cię reanimował, lekarz, który przyczynił się do przyjścia Waszego dziecka na świat. – Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by tego uniknąć. Serce Pańskiej narzeczonej, nie wytrzymało ciąży, dziecko rozwijało się czerpiąc z niej wszystko, nawet jej życie. Pani Amanda właśnie znajduje się w tak zwanej śpiączce farmakologicznej. Ta doba będzie decydująca. Jeśli stan będzie bez zmian, jutro w jej serce wstawimy rozrusznik, jeśli stan się pogorszy, proszę się przygotować do najgorszego- klepie go jeszcze po ramieniu, dodając jako takiej otuchy.  Nie wiesz co masz myśleć. Chcesz żyć, bo przecież masz dla kogo. Prawda?


Nadal masz przed sobą wizje swojej przyjaciółki, która mówi Ci, że Marcin doprowadzi Cię do ruiny. Masz jej za złe, to że nie wierzyła w Waszą miłość, która jest tak silna, że przezwycięża wszystko. Nadal przed sobą masz Marcina. Pustkę panującą dookoła Ciebie wypełniają Ci wspólnie spędzone chwile, pierwsze spotkanie, pierwszy dotyk, pocałunek, pierwsze słowa ‘Kocham Cię’. Czujesz się jak w kinie, na najpiękniejszym seansie jakim było dane Ci obejrzeć. Na seansie Twojego życia.


Decydująca dobra w Twoim życiu, była dla Twojego narzeczonego wiecznością. Nie zmrużył nawet oka, przy waszej córce siedzieli na zmianę koledzy Marcina. On siedzi przy Twoim łóżku, mówiąc, że mrużenie oczu to wieczność, przez którą może Cię stracić. Ty walczysz, jesteś dzielną spartanką, która walczy, do samego końca, ostatni oddech jest walką. Okazuje się, że minimalnie, bo minimalnie, ale Twój stan delikatnie się poprawia, więc lekarze decydują się na operacje. Marcin jest pełen wątpliwości, ale godzi się na wszystko, co mogło by powrócić Cię do żywych. Operacja trwa ponad 6 godzin.


Znów ta cholerna pustka, teraz nie widzisz już nic. Nagle Twoje oczy się otwierają, łapiesz wielki haust powietrza, krztusząc się nim. Marcin który przysypiał lekko na fotelu budzi się energicznie. Wszystko Cię boli, nie możesz nic powiedzieć, każdy najmniejszy ruch jest cierpieniem, lecz jest niczym przy szczęściu jakie teraz w sobie masz.
-Boże, kochanie Ty żyjesz- mówi, przytulając się do Ciebie, szybko całując w ustach- poczekaj pójdę po lekarza.  Myślałaś, że to znów ta cholerna iluzja, która bawi się Twoją podświadomością, ale zrozumiałaś, że to nie żart, gdy poczułaś smak jego ust i drapanie brody na swojej buzi.


Po krótkiej ale intensywnej rekonwalescencji wracasz do swojej rodziny, W domu panuje inna atmosfera niż zwykłą Ci było pamiętać. Wszystko jest idealne, wyśnione.  Wasza sypialnia została niezmienna, obok której znajdował się pokoik Anotsi. Podczas Twojej nieobecności Wiśnia z Gatim wymyślili imię dla Waszej pociechy, które i Wam przypadło do gustu.  Wchodzisz do sypialni i widzisz piękną suknie która wisi na żyrandolu. Jest bajkowa. Bogato zdobiona. Nagle do Twoich pleców lekko przytula się Twój narzeczony.

-Chyba przyszedł czas i na to.Prawda?

-Kto Ci pomógł z tym wszystkim? Kiedy, Marcin jak to możliwe.

-Tylko miłość mi pomogła i dorastająca nadzieja, na to, że wszystko będzie dobrze.




Koniec

_____________



Dziękuję WAM za obecność na tej historii, jednej z ostatnich. Czy ja wiem czy była udana, czy wywołała jakiekolwiek uczucia, emocje w Was? We mnie z pewnością. Raz było to zdenerwowanie, raz niemoc, raz czyste szczęście.

Byłoby mi naprawdę miło, gdyby każda z Was, która to czytała zostawiła tu jakiś znak po sobie, cokolwiek, żebym wiedziała, że czytałyście, byłyście.

To co? Do zobaczenia? 

Pozdrawiam Ania.

piątek, 28 marca 2014

Vierte



Nie myślałaś, że tak trudne są przygotowania przed najważniejszym dniem dla dwójki zakochanych. Nie wiedziałaś, że tyle czasu potrzeba Ci będzie na dopięcie na ostatni guzik waszego ślubu.  Twojego narzeczonego więcej nie było niż był, dobijało Cię to, bo z wszystkim zostałaś sama. Marcin nie jeździł z Tobą by wybrać odpowiednią kapele, ani ustalić z kucharkami menu.  Zastanawiałaś się w duchu kiedy sam załatwi garnitur, bo uszycie spodni czy marynarki na chłopa mierzącego ponad dwa metry takim prostym zdaniem też nie jest.

Serwetki, tort czy nawet kwiaty wydawały się niczym przy wyborze sukni. Suknia ślubna- to ona sprawia, że w najważniejszym dla każdej kobiety dniu stajesz się księżniczką taką z wymarzonych dziecinnych snów. To ona sprawia, że tego dnia czujesz się jeszcze bardziej piękna niż dotychczas. To ona sprawia, że masz to coś w oku, że uśmiech na Twojej twarzy jest jeszcze piękniejszy.  Kolejną już godzinę spędzasz wraz z swoją przyjaciółką w setnym już chyba dziś, salonie sukien ślubnych. Każda z przymierzanych przez Ciebie kreacji nie jest tą wyśnioną, wymarzoną. Macie przy tym ubaw, wygłupiając się co chwila do lustra, czy udając zadufane sprzedawczynie, które mówią Ci, że w każdej sukience wyglądasz olśniewająco, kłamią Ci w żywe oczy tylko po to, abyś wyszła ze sklepu zostawiając w kasie niemała sumę pieniędzy.

-Amanda, w tej sukience przypominasz mi starą, wyschniętą beze- mówi Olga, a Ty śmiejesz się, ze brak Ci tchu.

-Proszę Pani, ta sukienka jest za ciasna- mówisz, gdy ekspedientka wciska Ci za mała suknie, każąc CI się uciszyć, bo ona nie pracuje w tym fachu od wczoraj i wie lepiej od Ciebie jaki nosisz rozmiar, gdy nie możesz oddychać, a sukienka jest zapięta, a Ty zaraz pękniesz w szwach- Do cholery jasnej proszę mi rozwiązać ten gorset, natychmiast- mówisz, gdy powietrze znów zaczyna dopływać do Twoich płuc, czujesz dziwną falę gorąca która otacza z każdej strony Twoją wątłe ciało. Przymykasz powieki i opierasz się o chłodną elewacje spożywczego sklepu który był po drodze do auta.

-Mandzia, wszystko okej? Strasznie pobladłaś?- pyta z zaciekawieniem i niemałym przejęciem przyjaciółka.

-Tak, okej. Słabiej się poczułam. – dodajesz ze stanowczością. – Boże, nie mogę już się doczekać ślubu, tak bardzo kocham tego niedźwiadka.

-Nie wiem, jak po tym wszystkim nadal możesz  z nim być. Ja nie wybaczyłbym

-Znów chcesz się pokłócić? Zrozum ja go kocham tak jakby bez niego nie istniał dla mnie inny świat, bo on jest dla mnie wszystkim. Miłość to sztuka przebaczania. Czyż nie? Ważne by być przy sobie na dobre i na złe. Marcin zrozumiał błędy które popełnił, teraz zaczynamy nasz związek budować od nowa.

-Nie wiem mała, żebyś znów nie przejechała się na tym związku.

- To najwyżej się przejadę, nie będę walczyć z miłością- znów fala gorąca  pogrywa sobie z Tobą. Marcin jest nadal w Zielonej Górze i już jutro będzie grał w finałowym meczu, o Puchar Polski.  Osuwasz się powoli po ścianie, siadasz na brudnym chodniku, twarz chowasz w dłonie. Nie słyszysz nic. Nie słyszysz krzyku przyjaciółki, nie słyszysz starszego Pana który z przejęciem dzowni na pogotowie. Zemdlałaś, za cholerę jasną nie wiedząc dlaczego.

                Kolejne godziny spędzasz w szpitalu tępo wpatrując się w biały sufit. Olga rozmazana i rozpłakana próbuje dodzwonić się do Twojego narzeczonego by powiadomić go gdzie właściwie teraz się znajdujesz, lecz środkowy nie odbiera. Do Twojego ciała przypiętych jest kilkanaście kabelków, a w ręku masz wenflon przez który wpływa ciecz z kroplówki. Twoje myśli które odbijają się od każdej możliwej części Twojego ciała, zadają jedno pytanie- Co tak właściwie Ci dolega? Nie narzekałaś wcześniej na gorsze samopoczucie. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Po chwili do Twojej sali wchodzi starszy doktor wyglądem przypominający starą sowę, z okularami na nosie.

-Witam Panią, zastanawia się Pani co Pani dolega.

-No nie ukrywam, że tak. Kiedy mogę stąd wyjść, bo właśnie trwają przygotowania do ślubu.


-Gratuluje, ale obawiam się, że Pani ślub będzie trzeba trochę terminowo przesunąć. Otóż mam dla Pani dobra i złą wiadomość- Twoje serce znacząco przyspiesza- Jest Pani w ciąży, 8 tydzień. Ciąża jest zagrożona, może Pani jej nie dochodzić, więc chcemy żeby pozostała Pani w szpitalu


____________________________
Zajebałam po całej linii. Przepraszam.

Macie jakieś pytania ? -ASK

Nowość, ostatnie, -> Ulotne Szczęście.


następny rozdział to epilog. żegnamy się z tym szajsem

Pozdrawiam Annie
   

wtorek, 4 marca 2014

Dritte



Przymykasz powieki i znów przed oczami masz ten cholerny obraz wszędobylskiego szczęścia. Jest Ci tak dobrze. Tak błogo. Tak idealnie. Nigdy nie pomyślałabyś, że taki ponad dwumetrowy człowiek może wywrzeć na Tobie tyle emocji. Możesz go nienawidzić i zarazem kochać, kochać tak mocno, że brakuje Ci tchu. Nie myślisz racjonalnie jak On jest w pobliżu. Serce kołacze w zastraszającym tempie, malutkie dłonie drżą jak oszalałe, a Ty za żadne skarby świata nie chcesz przestać wpatrywać się w jego pełne temperamentu oczy i ten niewinny, chłopięcy uśmiech.

Ten kto go nie zna i nie wie jaki ma charakter myśli, że Marcin to bardzo powolny, rozleniwiony człowiek, który jest raczej filozoficznie nastawiony do świata. Nie lubiący rozrywek czy używek. Nic bardziej mylnego. Oceniacie Go po pozorach. Po wyglądzie. Po otoczce którą kreują po części media. Ty znasz Marcina lepiej niż rodzona matka. Wiesz co go irytuje, podnieca.  Osobą, która rozdziela jego prawdziwe ‘ja’ jesteś Ty. O Ciebie właśnie zazdrosny jest jak wariat. To Ciebie kocha do granic możliwości, do krańca umysłu.

Był o Ciebie tak zazdrosny, że doprowadził Cię do upadku. Nie zapomnianego przez Ciebie upadku. Wolałabyś zginąć niż żyć bez Niego.

Mogłabyś go znienawidzić, oskarżyć, doprowadzić do upadku. Mogłabyś zrobić z nim dosłownie wszystko. I to chciałaś zrobić, ale jego łzy które po raz kolejny doprowadziły Cię do szaleństwa dokonały kolejnego mętliku w Twojej głowie.  Siedzi skulony na kanapie w drżącej ręce trzymając zdjęcie z USG, słyszysz jego ciche ‘synku’ i nie wiesz co ze sobą zrobić.  Bose stopy kierują się ku jego osobie. Stajesz koło niego i tak bezpretensjonalnie przytulasz jego twarz do swojego brzucha. Płaczecie oboje. Teraz właśnie zdajesz sobie sprawę, że on chyba zdał sobie sprawę z tego, co się właściwie stało.

-Kochasz mnie? –pytasz nikle, jakby chcąc dowodu, dowodu którego nie potrzebujesz.

-Kocham Cię jak nikogo innego- mówi odrywając się od Ciebie. Widzisz jego posklejane rzęsy, czerwonawe usta, i zapłakane oczy- Jesteś moim tlenem, bez Ciebie moje płuca się zapadają. Jesteś moim narkotykiem, moją heroiną, bez Ciebie dostaje zapaści i moje serce przestaje bić. Jesteś mną samym, bez Ciebie i mnie nie ma. Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham Cię najbardziej na świecie.

Wybaczyłaś mu. Wprowadziłaś znów do Waszego domu. Znów śpicie razem, w Waszej sypialni. Jecie śniadanie przy Waszym stole.  Nie ma Ciebie i Jego. Jesteście Wy. Jest między wami idealnie. Nie kłócicie się, ale i nie ma zbytniego afiszu i słodkości. Jesteście tysięczna parą w Kędzierzynie.  Chodzisz do pracy, Marcin na treningi, wracacie do domu, jecie. Wtedy zadajesz sobie pytanie czy tego właściwie chciałaś, czy chciałaś pewnego rodzaju monotonii czy też emocji i wszechobecnych wybuchów. Do wybuchów waszych temperamentów wracać raczej nie chciałaś. Nadal miałaś w sobie ten ból i to dziwne uczucie pustki. Mimo, że chciałaś ruszyć naprzód z czystą kartą to nie mogłaś, coś niewątpliwie ciągnęło Cię w dół rozpaczy. 

Wspomnienia, te złe przyćmiewają swoim wydźwiękiem te dobre, to o których chciałaś pamiętać. Wiesz, że to teraz wina leży po Twojej stronie. Marcin nie zarzucił Ci tego, że w waszym związku dzieje się coś niedobrego, nie był już zazdrosny o kolegów z pracy, a Ty nie miałaś mu za złe długich treningów i wyjazdów. W końcu zdaliście sobie sprawę, że wiecie z kim się powiązaliście. Wiecie również to, że w razie ewentualności możecie się rozstać i być szczęśliwym z kimś innym. Ale dla Ciebie on jest całym szczęściem, a Ty dla niego jesteś nadzieją, wiarą, miłością, oddaniem. Jesteście dla siebie wszystkim, całym światem. Nie umiecie tego docenić.

Kroczycie zaśnieżonymi uliczkami Kędzierzyna tuż nieopodal waszego mieszkania.  Aura jest taka romantyczna, taka jaką nienawidzisz najbardziej. Uważasz to za puste, tanie, dziecinne. A może waszemu związkowi brakuje tej dziecinności?  Kurczowo trzymasz wielką dłoń środkowego która nie tylko ogrzewa Twoje zlodowaciałe już ciało, ale i chroni od upadku. Jest to również taki mały znak waszego powiązania. Miłości. Przymykasz lekko powieki, zwalniasz chód, a zimny wiatr rozwiewa Twoje blond włosy, ale ciepło miłości rozpala Twoje wnętrze. Marcin śmieje się swoim standardowym śmiechem. Podchodzi krok bliżej Ciebie, nosem pociera o Twój czerwony niczym sławetnego renifera nos. Po chwili można usłyszeć i Twój śmiech. Wasze usta się spotykają w nieśmiałym pocałunku. Stajesz na końcach palców by być chociaż odrobinę wyższą. Jego długie dłonie oplatają się dookoła Twojego wątłego ciała. Nastaje błoga cisza, liczycie się tylko wy.

-Marcin, czemu Wiśnia stoi u nas w mieszkaniu i dziwnie się śmieje unosząc kciuk do góry ? Czy z nim i jego małżeństwem wszystko w porządku- nagle odrywasz się od chłopaka zadając mu pytanie.

-Y – dodaje zmieszany- Tak, tak wszystko w porządku. Wracajmy do domu, wszystko CI wyjaśnię- mówi, znów chwytając Twoją dłoń jakby było to coś oczywistego. Wchodzicie zaciekawieni do mieszkania. Znaczy to Ty jesteś zaciekawiona. Po Łukaszu dawno już nie ma śladu. Całe mieszkanie oświetlane jest setkami małych świeczek, wszędzie są płatki czerwonych róż. Pięknie zastawiony stół, tajemniczy zapach w mieszkaniu i nie jest to swąd spalenizny. Jest bajkowo, magicznie. Przed Tobą stoi… stał. Teraz klęczy z wyciągniętą otwartą dłonią na której znajduje się piękny delikatny pierścionek z czerwonym oczkiem.

-Wyjdziesz za mnie? – mówi wiele słów, ale Ty słyszysz tylko te słowa. By po niespełna sekundzie całować się ze swoim narzeczonym coraz namiętniej.




______________________
Nie ma fajerwerków.
Nuda u mnie.
Brak weny.

Zapraszam na coś ostatniego. Takie pożegnanie. Emisja za niedługo. Na pożegnanie.  Zostawcie tam znak.


Pozdrawiam Ania

wtorek, 11 lutego 2014

Zweite



Nagle masz w sobie wielką złość. Złość i odwagę pomieszaną w jednym momencie. Masz ochotę wykrzyczeć mu to wszystko w twarz, to że zrobił z Ciebie warzywo, wegetującą osobę, bo zabrał Ci kogoś kto był dziełem waszej miłości i uczucia, że zabrał Ci małego. Obwiniasz go, bo sobie samej nie masz nic do zarzucenia, bo to nie Ty zarzucałaś mu zdradę tylko na odwrót. A Ty byś go nigdy nie zdradziła, bo za mocno kochałaś tego wielkoluda.

Wciągasz na nogi znoszone już New Balance wiążesz je szybko i niemal wybiegasz z mieszkania. Łzy nadal leją się strumieniami z Twoich oczu.  Biegniesz ulicami Kędzierzyna nie zważając na przechodniów. Niektórych z nich zahaczasz ramieniem, bez przeproszenia biegniesz dalej by po kilku minutach z drżącym sercem i rękoma stać przed waszymi drzwiami. Unosisz zakrwawioną rękę w celu zadzwonienia dzwonkiem, gdy nagle słyszysz, że ktoś stoi za Tobą i równie mocno oddycha jak i Ty. Odwracasz się niepewnie i spoglądasz w jego oczy, oczy bez życia, szczęścia jakiegokolwiek wyrazu, widzisz w  nich tylko strach. Strach i ból.

-Boże, Amanda tak się martwiłem o Ciebie – mówi robiąc większy krok w Twoim kroku wyciągając do Ciebie dłoń z nadzieją, że ją uściśniesz. Myli się. Na jego wielkiej dłoni kładziesz zdjęcie z USG. Jego oczy wyglądem przypominają 5 złotowe monety. Idziesz chwiejnym krokiem. Osuwasz się po ścianie i siadasz na schodku, chowając twarz w lekko bladych dłoniach. Marcin dalej stoi w tym samym miejscu tępo wpatrując się w znajdującej się w jego wielkiej dłoni fotografii. Łzy wypływają z pod Twoich powiek w zastraszającym tempie.  Nie masz siły by wstać i uciec, nie masz siły by on patrzył na Twój kolejny upadek którym jest głównym powodem. Nie masz siły by żyć, ale nie masz odwagi by umrzeć. Siedzisz plącząc tak mocno, że powietrze nie chce wpływać do płuc, dusisz się. Wtedy postanawiasz odejść. Wstajesz powoli i schodzisz po schodach. Do Twoich uszu dochodzi mocny tupot nóg o schody, klatka niesie każe echo, nawet przyspieszone oddechy. Dogania Cię.

-Proszę porozmawiajmy- jego głos jest słaby, nigdy takiego nie słyszałaś. Boi się równie mocno jak Ty. Można powiedzieć, że Twój plan okazał się sukcesem, bo do środkowego właśnie dotarło co się stało, że tamtego dnia nie oszukiwałaś, że go nie zdradziłaś, że naprawdę pod swoim sercem nosiłaś jego latorośl.

-Nie Marcin, mam dość Twoich oskarżeń, mam dość ciągłego upokarzania, zabrałeś mi dwie osoby które kochałam najbardziej, teraz mogę dokończyć swoje dzieło- mówisz pokazując znacząco swoje nadgarstki

-Amanda, tak bardzo Cię przepraszam- tego dnia po raz pierwszy wdziałaś łzy swojego narzeczonego, a dokładniej byłego narzeczonego. Był to moment w którym uwolniły się wszystkie jego emocje, a przeświadczenie, że mógł Cię stracić dobiło go jeszcze bardziej.  Przytula się do Ciebie. Wtulasz się w jego klatkę piersiową, czujesz na policzku dotyk jego miękkiej biało-niebieskiej bluzy, w nozdrzach czujesz ostrość perfum której notabene strasznie mocno Ci brakowało. Po chwili w której każde z Was lekko się uspokoiło,  środkowy zabrał głos- Wejdźmy do domu, porozmawiajmy. Wróć do mnie błagam, choć na moment- w jego tonie głosu można było wyczytać wiele, ból strach a przede wszystkim cierpienie i błaganie, błaganie byś wróciła. Ale czy Ty jesteś na to gotowa? Bez słowa wymijasz go lekko i po raz kolejny dzisiejszego dnia udajesz się na schody i wchodzisz na górę. Stoisz przed dębowymi drzwiami i czekasz, aż Twój towarzysz otworzy zakleszczone drzwi. 


Otacza Cię ten zapach który tak bardzo kochasz, znów widzisz te mieszkanie w którym przeżyłaś jedne z najbardziej cudownych lat w swoim życiu, przeżyłaś tu też największy horror. Dramat którego nie życzyłabyś swojemu największemu wrogowi. Patrząc na to mieszkanie powróciły wspomnienia. Siadam na wysokim krześle w kuchni, stajesz naprzeciw mnie. Jest tak jak kiedyś było, ale czy jeszcze będzie?

-Zacznijmy może najpierw od tego- mówi wskazując delikatnie palcem na Twoje nadgarstki

-To nic ważnego- stwierdzasz tępo wpatrując się w swoje uda. Marcin podchodzi do Ciebie i nim się orientujesz ściąga Twoją kurtkę i widzi jeszcze świeże rany. Ciężko oddychacie. Zeskakujesz z krzesła lekko sycząc z bólu, chłopak orientuje się, że i tam musiałaś sobie robić ostre cięcia ściąga Ci delikatnie spodnie, a przez Twoje ciało przechodzi pierwszy mały dreszcz. Znów widzi rany z których jeszcze lekko miejscami płynie krew. Posadził Cię na kuchennym blacie i wyjął z jednej z szafek apteczkę, którą notabene sama tam umieściłaś. Pochyla się lekko bierze Twoja dłoń i delikatnie całuje, to samo robi z ranami na nogach, po Twoim ciele znów przebiega paraliżujący Cię dreszcz. Siatkarz starannie z anielską precyzją opatruje Ci jak się okazało delikatne rany na koniec składając na Twoich ustach spragniony pocałunek i ciche ‘przepraszam, tak bardzo Cię kocham’



_____________
A może nasz Niedźwiadek nie jest takim skurwielem. A może też ma uczucia? A może, może, może nie.
Co o tym wszystkim sądzicie ? Podoba się ? Czy nie bardzo ?

Chora, przed samymi feriami. Pozdrawiam.!

Zapraszam na inne moje historie, lub duety.



Pozdrawiam Was kociaki
Anka.

piątek, 7 lutego 2014

Erste



Twoje pierwsze dnie w hotelu po wypisie ze szpitala były okropne. Wiedziałaś, że na gwałt musisz znaleźć sobie mieszkanie, bo masz dość ciągłego pukania i sprawdzania czy żyjesz, czy możesz wpłacić zaliczkę, czy któraś ze sprzątaczek chciałaby posprzątać, ale Ty masz w dupie jej sprzątnie, Ty  możesz żyć chwilowo  chlewie, Ty straciłaś dziecko. Kolejną godzinę błądzisz po parku chociaż nogi chcą już ulec. Oczy nadal chcą płakać, psychika, znaczy Ty nie masz już psychiki, ogólnie rzecz biorąc jesteś jebanym wrakiem człowieka, który wegetuje z dnia na dzień. Nie wiem po co.


Wracając do hotelowego pokoju natchnęłaś się na ważną  informację dotyczące kawalerki do wynajęcia tuż kilka ulic za naszym mieszkaniem, które miało być tą naszą wymarzoną oazą spokoju, a była tylko jej mitem i sprzecznością. Od razu w swoim telefonie wpisałaś ciąg 9 liter i natychmiastowo wcisnęłaś zieloną słuchawkę, w głębi duszy błagając opatrzność o to by lokum było wolne i dostępne od już.  Umówiłaś się z właścicielem za 2 godziny w celu obejrzenia mieszkania i jak w skowronkach wpadłaś do hotelowego pokoju, by spakować się i w razie ewentualności wynieść z tego miejsca jak najszybciej. Godziny te minęły w szybkim tempie w którym nawet nie pomyślałaś, że straciłaś dziecko i gdy przyłapałaś się tym było Ci cholernie smutno. Nie zmieniając swojego dzisiejszego stroju, ani nie poprawiając swojego uprzedniego makijażu wyszłaś z pokoju, zamykając go, a kartę magnetyczną schowałaś do torebki i tam natchnęłaś się na te, które skończą Twoją wędrówkę i pozwolą spotkać Ci się z Kacperkiem. W torebce natchnęłaś się na żyletki.


Mieszkanie było małe, ale bardzo klimatyczne. Miało w sobie to coś, dzięki czemu chciałaś, w nim zamieszkać. Przytulna kawalerka, bez większych okien, bez wielkiego i zapierającego dech w piersiach widoku było warte swojej niskiej ceny. Bez zastanowienia obiecałaś przeuroczemu Panu, że jutro się wprowadzisz więc już dziś możecie spisać umowę i możesz zapłacić czynsz za dwa miesiące z góry. 


Stoisz z wielkim pudłem w dłoniach w progu nowego mieszkania wpatrując się w każdy zakamarek. Wchodzisz powoli i stawiasz pudło na niewysokim drewnianym stole. Otwierasz okno, by ciepłe i parne powietrze zmieszało się z tym zimnym, rześkim kędzierzyńskim.  Z kolorowej torby wyjmujesz laptopa i odpalasz ukochaną składanka Damiana Rice i po chwili ciszę w mieszkaniu przełamują delikatne nuty melodii ‘9 crimes’ . Przypominasz sobie o żyletkach które goszczą w Twojej torebce i czekają na swoje wielkie wyjście. Pochodzisz do niej i niepewnie szukasz i po chwili trzymasz małe zawiniątko w palcach i odwijasz lekko paznokciem i widzisz rzecz Twojego odkupienia.  Widzisz narzędzie które pomoże odebrać Ci ból. Które da Ci ukojenie.   Bierzesz żyletki i zamykasz je w dłoni idziesz szybko do kuchni efektownie szurając bosymi stopami o parkiet, bierzesz małą butelkę gazowanego napoju i znów wracasz do małego jak kicha salonu siadasz mocno na starej welurowej kanapie a pył unosi się, aż w powietrzu. Słońce wpada przez małe okno przed którym siedzisz naprzeciwko, widzisz jak promienie słoneczne mieszają się z kurzem jak razem tańczą.


Słysząc kolejne wersy kultowej piosenki wokalisty którego tak bardzo kochasz fale odwagi przelewają się przez Twoje ciało. Zamykasz lekko powieki spod których wypływają już kolejne porcje łez. Wyobrażasz sobie życie ze środkowym i waszym malutkim synkiem, którego już nie ma. Zrywasz się z z kanapy i podbiegasz do pudła i z jej dna wyciągasz dwie czarno-białe fotografie Twojego synka które dostałaś na jednym z badań USG i wtedy znów upadasz. Znów się łamiesz. Nie ma namiastki Ciebie która powstała dzisiejszego dnia.  Niemal na kolanach dochodzisz do kanapy i z oparcia łapiesz jednym susem żyletki odpakowujesz szybko i zaciskając mocno powieki przejeżdżasz najpierw po udach, potem po wewnętrznej stronie dłoni, z Twojego gardła wydobywa się paniczny krzyk, krzyk duszy która chce uciec, która potrzebuje Jego, Marcina, która potrzebuje miłości, wsparcia i ukojenia. Zakrwawioną dłonią trzymasz narzędzie bólu i przejeżdżasz po nadgarstku z którego nagle zaczyna wypływać krew. Krew która spada na zdjęcie, słyszysz jak na nie opada, jak tworzy małą kałużę. Zrywasz się ostatkiem sił i idziesz do łazienki, i ręcznikiem zawijasz rany. Siadasz na muszli klozetowej i znów płaczesz, znów się obwiniasz, że masz zbyt mało odwagi by to zakończyć. Siedzisz kilka dobrych godzin, w mieszkaniu znów panuje cisza, a Twoja podświadomość słyszy melodyjny dźwięk jego głosu.  Wstajesz ubierasz bluzę której rękawy powoli są we krwi, która przestaje już się z nich wydobywać. Bierzesz zdjęcia wycierasz je o swój brzuch. Z tego przeklętego pudła wyciągasz czarny marker i na odwrocie fotografii piszesz drukowanymi literami ‘Zniszczyłeś mnie Tatusiu, a ja Cię tak mocno kochałem. Kacperek’ wiedziałaś, że to złamie go tak jak on złamał Ciebie. Wiedziałaś, że teraz  poczuje ten ból który Ty czujesz każdego dnia.  Wiedziałaś, że teraz dojdzie do niego ten fakt, że go nie zdradziłaś, i że straciłaś wasze dziecko, przez jego słowa.



______________________
Rozdział dodawany w akompaniamencie Stachurskiego ( zostańmy razem)
Jest mi jakoś dobrze z tym blogiem, nie wiem czy to dziwne,
Przepraszam, że was zawodzę, że zawodzę moim pisaniem, które 'kiedyś było lepsze' mam nadzieję, że czytasz drogi Anonimie ten rozdział, i że CI się chociaż trochę podoba.

Zapraszam na:
Ignaczak
Kosok (pierwszy nowy rozdział)
Nowakowski
Wrona
Zatorski


ASK

Komentujcie.? Bo to daje kopa.

Pozdrawiam Ania

niedziela, 2 lutego 2014

Auftakt



   Co jest najgorsze dla kobiety? Co jest najgorsze dla matki ? Co jest najgorsze w długoletnim związku? Co jest najgorsze między Tobą a Marcinem? Czemu  wszystko spieprzył, czemu zabił Cię od środka, czemu…


  Najgorszą rzeczą dla każdej kobiety jest śmierć dziecka, pierworodnego dziecka. Ty właśnie straciłaś dziecko, to tak cholernie boli. Uczucie płonącej duszy która krzyczy i miota się w Twoim ciele doprowadza Cię do szału, do obłędu. Masz ochotę ze sobą skończyć, przestać walczyć, bo i tak nie masz dla kogo.
Te cholerne tygodnie Twojego upadku, Twojego zwątpienia pamiętasz za dokładnie.

   Stoisz przed lustrem z bluzką podwiniętą do góry z każdej strony dokładnie oglądając płaski jeszcze brzuch. Uśmiech sam cisnął Ci się na usta, z boku wyglądasz na naprawdę szczęśliwą, bo rozwijało się w Tobie, Twoje dziecko. To dopiero 2 miesiąc, a już kochasz Waszego synka nad życie. Synka? Nie wiesz tego, ale czujesz, że będzie to właśnie chłopiec. Dotykasz otwartą dłonią podbrzusza i czujesz ciepło na całym ciele, dreszcze przebiegają przez Ciebie wzdłuż i wszerz. Nagle słychać mocne trzaśnięcie drzwiami, szybkim ruchem ręki opuszczasz błękitną koszulę na swoje miejsce, a Ty Marcinie, wchodzisz do pokoju patrzysz na nią tym wzrokiem, tym który ją  przeraża, tym którego boi się najbardziej. Nie mówiąc słowa wymija Cię i zamyka się w łazience, by chwilę odreagować i zastanowić się jak Ci powiedzieć, że zostaniesz tatusiem. I za cholerę nie wie jak to zrobić.


   Po chwili po mieszkaniu rozchodził się dźwięk domofonu rozemocjonowana wychodzisz szybko z łazienki i zbiegasz na dół, bo przed blokiem stoi już Twój kolega z pracy dzierżąc w dłoni plik dokumentów potrzebnych Ci do napisania planu budżetowego.  Zadowolona na pożegnanie całujesz go w policzek i wracasz  do mieszkania, gdzie czeka na Ciebie piekło, a dokładnie jego początek.

-Zdradzasz mnie prawda? Puszczasz się z tym frajerem – słysząc te słowa momentalnie robi Ci się gorąco

-Marcin, kochanie przestań. O czym Ty mówisz?
-Nie udawaj, długo dawałaś mu dupy, jak mogłaś, ja Cię kochałem. Kurwa nadal kocham, a Ty zapierdalasz w skowronkach do tego buca- jego ton głosu przybiera na sile, po chwili słyszy Was już cały blok.

-Marcin z nikim Cię nie zdradzam, Tylko ciebie kocham i będę kochać. Marcin będziemy mieli dziecko rozumiesz, urodzę Twojego syna- mówisz myśląc, że to otrzeźwi jego umysł

-Ty jesteś głupia czy jaka? Myślisz, że wrobisz mnie w dzieciaka, że okaże się takim frajerem, że będę bawił nie swojego bachora ? Niedoczekanie Twoje, nie jestem tak pusty jak Ty. Nigdy bym nie dorobił Ci rogów, kurwa, a Ty to zrobiłaś. – słysząc te słowa, serce na moment się zatrzymuje, łzy wypływają z oczu-  I co myślisz, że jak się rozryczysz to weźmiesz mnie na litość.

-Jesteś pojebanym skurwysynem Marcin. Nie wierze, że kocham kogoś takiego jak Ty. – wypowiadając te słowa, wbiegasz do sypialni i w pośpiechu wrzucasz najpotrzebniejsze rzeczy do małej torby, a Ty siedzisz w salonie na kanapie, z rękoma opartymi na twarzy. Wyszłaś z mieszkania nie zabierając kluczy i zostawiając Ci na stole zaręczynowy pierścionek w którym utkwił później Twój wzrok.



  Błądzisz po Kędzierzynie nie wiedząc dokąd się udać, nogi kierują Cię do podrzędnego hotelu, w którym zamierzasz początkowo spać. Gdy już się zameldowałaś wbiegasz do pokoju i pękasz.  Łzy zaczęły płynąć, osuwasz się po drzwiach nie mogąc złapać oddechu. Nie wiesz, a dokładniej nie wierzysz w to co się właśnie stało. Nie wiesz, jak masz dalej żyć, straciłaś częściowy sens, bo resztą nadziei był ten mały szkrab który się w Tobie rozwijał.  Nagle wstajesz i czujesz ogromny ból w podbrzuszu jakby ktoś wbijał nóż i go przekręcał, wiedziałaś, że to źle wróży. Dochodzisz do telefonu, dzwonisz do recepcji wymawiając krótkie ‘pomocy’. Przyjeżdża karetka, znajdujesz się w szpitalu po niespełna dwóch kwadransach by tam usłyszeć krótkie ‘bardzo nam przykro, to poronienie. Mamy zadzwonić do Pani męża.’ Odpowiadasz krótkie nie, przekręcasz głowę w drugą stronę by znów oderwać się od rzeczywistości, by opracować plan jak się spotkać z synem, w zaświatach. Lecz na samym początku po głowie chodzi Ci tylko jedno ‘ ZEMSTA’.


_____________________

Emisja miała być nie dziś, ani nie jutro. 
Wszystko dla Kochanej Darii, dla której jest dzisiejszy blog, i ogólnie on cały.
Tak wygląda Prolog, mówiłam kiedyś, że będzie smutno, ale będzie może dobre zakończenie o ile go nie zmienię.
Do końca tego bloga zostało 4 rozdziały plus epilog.
Zapraszam do komentowania,

Pozdrawiam Annie,
Całuski dla Daji. 


niedziela, 26 stycznia 2014

Wyciskacz łez

Zapraszam na nowe coś, dedykowane w całości Kajdi, Jagodzie i Daji. Czyli tym, dzięki którym tu zostałam.

Planowany star 6 lutego.
4 rozdziały + epilog.


Pozdrawiam