Nagle masz w sobie wielką złość. Złość i odwagę pomieszaną w
jednym momencie. Masz ochotę wykrzyczeć mu to wszystko w twarz, to że zrobił z
Ciebie warzywo, wegetującą osobę, bo zabrał Ci kogoś kto był dziełem waszej
miłości i uczucia, że zabrał Ci małego. Obwiniasz go, bo sobie samej nie masz
nic do zarzucenia, bo to nie Ty zarzucałaś mu zdradę tylko na odwrót. A Ty byś
go nigdy nie zdradziła, bo za mocno kochałaś tego wielkoluda.
Wciągasz na nogi znoszone już New Balance wiążesz je szybko
i niemal wybiegasz z mieszkania. Łzy nadal leją się strumieniami z Twoich
oczu. Biegniesz ulicami Kędzierzyna nie
zważając na przechodniów. Niektórych z nich zahaczasz ramieniem, bez
przeproszenia biegniesz dalej by po kilku minutach z drżącym sercem i rękoma
stać przed waszymi drzwiami. Unosisz zakrwawioną rękę w celu zadzwonienia
dzwonkiem, gdy nagle słyszysz, że ktoś stoi za Tobą i równie mocno oddycha jak
i Ty. Odwracasz się niepewnie i spoglądasz w jego oczy, oczy bez życia,
szczęścia jakiegokolwiek wyrazu, widzisz w
nich tylko strach. Strach i ból.
-Boże, Amanda tak się martwiłem o Ciebie – mówi robiąc
większy krok w Twoim kroku wyciągając do Ciebie dłoń z nadzieją, że ją
uściśniesz. Myli się. Na jego wielkiej dłoni kładziesz zdjęcie z USG. Jego oczy
wyglądem przypominają 5 złotowe monety. Idziesz chwiejnym krokiem. Osuwasz się
po ścianie i siadasz na schodku, chowając twarz w lekko bladych dłoniach.
Marcin dalej stoi w tym samym miejscu tępo wpatrując się w znajdującej się w
jego wielkiej dłoni fotografii. Łzy wypływają z pod Twoich powiek w
zastraszającym tempie. Nie masz siły by
wstać i uciec, nie masz siły by on patrzył na Twój kolejny upadek którym jest
głównym powodem. Nie masz siły by żyć, ale nie masz odwagi by umrzeć. Siedzisz
plącząc tak mocno, że powietrze nie chce wpływać do płuc, dusisz się. Wtedy
postanawiasz odejść. Wstajesz powoli i schodzisz po schodach. Do Twoich uszu
dochodzi mocny tupot nóg o schody, klatka niesie każe echo, nawet przyspieszone
oddechy. Dogania Cię.
-Proszę porozmawiajmy- jego głos jest słaby, nigdy takiego
nie słyszałaś. Boi się równie mocno jak Ty. Można powiedzieć, że Twój plan
okazał się sukcesem, bo do środkowego właśnie dotarło co się stało, że tamtego
dnia nie oszukiwałaś, że go nie zdradziłaś, że naprawdę pod swoim sercem nosiłaś
jego latorośl.
-Nie Marcin, mam dość Twoich oskarżeń, mam dość ciągłego
upokarzania, zabrałeś mi dwie osoby które kochałam najbardziej, teraz mogę
dokończyć swoje dzieło- mówisz pokazując znacząco swoje nadgarstki
-Amanda, tak bardzo Cię przepraszam- tego dnia po raz
pierwszy wdziałaś łzy swojego narzeczonego, a dokładniej byłego narzeczonego.
Był to moment w którym uwolniły się wszystkie jego emocje, a przeświadczenie,
że mógł Cię stracić dobiło go jeszcze bardziej.
Przytula się do Ciebie. Wtulasz się w jego klatkę piersiową, czujesz na
policzku dotyk jego miękkiej biało-niebieskiej bluzy, w nozdrzach czujesz
ostrość perfum której notabene strasznie mocno Ci brakowało. Po chwili w której
każde z Was lekko się uspokoiło,
środkowy zabrał głos- Wejdźmy do domu, porozmawiajmy. Wróć do mnie
błagam, choć na moment- w jego tonie głosu można było wyczytać wiele, ból
strach a przede wszystkim cierpienie i błaganie, błaganie byś wróciła. Ale czy
Ty jesteś na to gotowa? Bez słowa wymijasz go lekko i po raz kolejny
dzisiejszego dnia udajesz się na schody i wchodzisz na górę. Stoisz przed
dębowymi drzwiami i czekasz, aż Twój towarzysz otworzy zakleszczone drzwi.
Otacza Cię ten zapach który tak bardzo kochasz, znów widzisz
te mieszkanie w którym przeżyłaś jedne z najbardziej cudownych lat w swoim
życiu, przeżyłaś tu też największy horror. Dramat którego nie życzyłabyś
swojemu największemu wrogowi. Patrząc na to mieszkanie powróciły wspomnienia.
Siadam na wysokim krześle w kuchni, stajesz naprzeciw mnie. Jest tak jak kiedyś
było, ale czy jeszcze będzie?
-Zacznijmy może najpierw od tego- mówi wskazując delikatnie
palcem na Twoje nadgarstki
-To nic ważnego- stwierdzasz tępo wpatrując się w swoje uda.
Marcin podchodzi do Ciebie i nim się orientujesz ściąga Twoją kurtkę i widzi
jeszcze świeże rany. Ciężko oddychacie. Zeskakujesz z krzesła lekko sycząc z
bólu, chłopak orientuje się, że i tam musiałaś sobie robić ostre cięcia ściąga
Ci delikatnie spodnie, a przez Twoje ciało przechodzi pierwszy mały dreszcz.
Znów widzi rany z których jeszcze lekko miejscami płynie krew. Posadził Cię na
kuchennym blacie i wyjął z jednej z szafek apteczkę, którą notabene sama tam
umieściłaś. Pochyla się lekko bierze Twoja dłoń i delikatnie całuje, to samo
robi z ranami na nogach, po Twoim ciele znów przebiega paraliżujący Cię
dreszcz. Siatkarz starannie z anielską precyzją opatruje Ci jak się okazało delikatne
rany na koniec składając na Twoich ustach spragniony pocałunek i ciche ‘przepraszam,
tak bardzo Cię kocham’
_____________
A może nasz Niedźwiadek nie jest takim skurwielem. A może też ma uczucia? A może, może, może nie.
Co o tym wszystkim sądzicie ? Podoba się ? Czy nie bardzo ?
Chora, przed samymi feriami. Pozdrawiam.!
Zapraszam na inne moje historie, lub duety.
Pozdrawiam Was kociaki
Anka.