Twoje pierwsze dnie w hotelu po wypisie ze szpitala były okropne. Wiedziałaś, że na gwałt musisz znaleźć sobie mieszkanie, bo masz dość ciągłego pukania i sprawdzania czy żyjesz, czy możesz wpłacić zaliczkę, czy któraś ze sprzątaczek chciałaby posprzątać, ale Ty masz w dupie jej sprzątnie, Ty możesz żyć chwilowo chlewie, Ty straciłaś dziecko. Kolejną godzinę błądzisz po parku chociaż nogi chcą już ulec. Oczy nadal chcą płakać, psychika, znaczy Ty nie masz już psychiki, ogólnie rzecz biorąc jesteś jebanym wrakiem człowieka, który wegetuje z dnia na dzień. Nie wiem po co.
Wracając do hotelowego pokoju natchnęłaś się na ważną informację dotyczące kawalerki do wynajęcia tuż kilka ulic za naszym mieszkaniem, które miało być tą naszą wymarzoną oazą spokoju, a była tylko jej mitem i sprzecznością. Od razu w swoim telefonie wpisałaś ciąg 9 liter i natychmiastowo wcisnęłaś zieloną słuchawkę, w głębi duszy błagając opatrzność o to by lokum było wolne i dostępne od już. Umówiłaś się z właścicielem za 2 godziny w celu obejrzenia mieszkania i jak w skowronkach wpadłaś do hotelowego pokoju, by spakować się i w razie ewentualności wynieść z tego miejsca jak najszybciej. Godziny te minęły w szybkim tempie w którym nawet nie pomyślałaś, że straciłaś dziecko i gdy przyłapałaś się tym było Ci cholernie smutno. Nie zmieniając swojego dzisiejszego stroju, ani nie poprawiając swojego uprzedniego makijażu wyszłaś z pokoju, zamykając go, a kartę magnetyczną schowałaś do torebki i tam natchnęłaś się na te, które skończą Twoją wędrówkę i pozwolą spotkać Ci się z Kacperkiem. W torebce natchnęłaś się na żyletki.
Mieszkanie było małe, ale bardzo klimatyczne. Miało w sobie
to coś, dzięki czemu chciałaś, w nim zamieszkać. Przytulna kawalerka, bez
większych okien, bez wielkiego i zapierającego dech w piersiach widoku było
warte swojej niskiej ceny. Bez zastanowienia obiecałaś przeuroczemu Panu, że
jutro się wprowadzisz więc już dziś możecie spisać umowę i możesz zapłacić
czynsz za dwa miesiące z góry.
Stoisz z wielkim pudłem w dłoniach w progu nowego mieszkania
wpatrując się w każdy zakamarek. Wchodzisz powoli i stawiasz pudło na
niewysokim drewnianym stole. Otwierasz okno, by ciepłe i parne powietrze
zmieszało się z tym zimnym, rześkim kędzierzyńskim. Z kolorowej torby wyjmujesz laptopa i
odpalasz ukochaną składanka Damiana Rice i po chwili ciszę w mieszkaniu
przełamują delikatne nuty melodii ‘9 crimes’ . Przypominasz sobie o żyletkach
które goszczą w Twojej torebce i czekają na swoje wielkie wyjście. Pochodzisz
do niej i niepewnie szukasz i po chwili trzymasz małe zawiniątko w palcach i
odwijasz lekko paznokciem i widzisz rzecz Twojego odkupienia. Widzisz narzędzie które pomoże odebrać Ci
ból. Które da Ci ukojenie. Bierzesz
żyletki i zamykasz je w dłoni idziesz szybko do kuchni efektownie szurając
bosymi stopami o parkiet, bierzesz małą butelkę gazowanego napoju i znów
wracasz do małego jak kicha salonu siadasz mocno na starej welurowej kanapie a
pył unosi się, aż w powietrzu. Słońce wpada przez małe okno przed którym
siedzisz naprzeciwko, widzisz jak promienie słoneczne mieszają się z kurzem jak
razem tańczą.
Słysząc kolejne wersy kultowej piosenki wokalisty którego
tak bardzo kochasz fale odwagi przelewają się przez Twoje ciało. Zamykasz lekko
powieki spod których wypływają już kolejne porcje łez. Wyobrażasz sobie życie
ze środkowym i waszym malutkim synkiem, którego już nie ma. Zrywasz się z z
kanapy i podbiegasz do pudła i z jej dna wyciągasz dwie czarno-białe fotografie
Twojego synka które dostałaś na jednym z badań USG i wtedy znów upadasz. Znów
się łamiesz. Nie ma namiastki Ciebie która powstała dzisiejszego dnia. Niemal na kolanach dochodzisz do kanapy i z
oparcia łapiesz jednym susem żyletki odpakowujesz szybko i zaciskając mocno
powieki przejeżdżasz najpierw po udach, potem po wewnętrznej stronie dłoni, z
Twojego gardła wydobywa się paniczny krzyk, krzyk duszy która chce uciec, która
potrzebuje Jego, Marcina, która potrzebuje miłości, wsparcia i ukojenia.
Zakrwawioną dłonią trzymasz narzędzie bólu i przejeżdżasz po nadgarstku z
którego nagle zaczyna wypływać krew. Krew która spada na zdjęcie, słyszysz jak
na nie opada, jak tworzy małą kałużę. Zrywasz się ostatkiem sił i idziesz do
łazienki, i ręcznikiem zawijasz rany. Siadasz na muszli klozetowej i znów
płaczesz, znów się obwiniasz, że masz zbyt mało odwagi by to zakończyć.
Siedzisz kilka dobrych godzin, w mieszkaniu znów panuje cisza, a Twoja
podświadomość słyszy melodyjny dźwięk jego głosu. Wstajesz ubierasz bluzę której rękawy powoli
są we krwi, która przestaje już się z nich wydobywać. Bierzesz zdjęcia
wycierasz je o swój brzuch. Z tego przeklętego pudła wyciągasz czarny marker i
na odwrocie fotografii piszesz drukowanymi literami ‘Zniszczyłeś mnie Tatusiu,
a ja Cię tak mocno kochałem. Kacperek’ wiedziałaś, że to złamie go tak jak on
złamał Ciebie. Wiedziałaś, że teraz
poczuje ten ból który Ty czujesz każdego dnia. Wiedziałaś, że teraz dojdzie do niego ten
fakt, że go nie zdradziłaś, i że straciłaś wasze dziecko, przez jego słowa.
______________________
Rozdział dodawany w akompaniamencie Stachurskiego ( zostańmy razem)
Jest mi jakoś dobrze z tym blogiem, nie wiem czy to dziwne,
Przepraszam, że was zawodzę, że zawodzę moim pisaniem, które 'kiedyś było lepsze' mam nadzieję, że czytasz drogi Anonimie ten rozdział, i że CI się chociaż trochę podoba.
Zapraszam na:
Ignaczak
Kosok (pierwszy nowy rozdział)
Nowakowski
Wrona
Zatorski
ASK
Komentujcie.? Bo to daje kopa.
Pozdrawiam Ania
Ja Ci mówiłam, anonimami to Ty się nie przejmuj. Wątpię, żeby hejterzy sami potrafili lepiej pisać.
OdpowiedzUsuńNikogo uparciuchu nie zawodzisz! Rozdział utrzymany na wysokim poziomie. Aż trudno sobie wyobrazić jej ból... Może w końcu do Marcina dotrze, jakie konsekwencje miało jego szczeniackie zachowanie. Możdżi przecież nie jest w gruncie rzeczy taki zły, prawda? :)
żyletki nie są rozwiązaniem, chociaż tak na początku się myśli. na początku naturalnie jest strach. potem ekscytacja bólem. to może sprawić, że się uzależnisz. znam to. ja na szczęście z tego wyszłam - w porę się opamiętałam, ale Amanda sama sobie z tym nie poradzi. Marcin jest już skończony - przynajmniej tak mi się wydaje. powinna znaleźć jakąś motywację do życia. bo nie żyje za karę. coś albo kogoś, dzięki któremu odzyska spokój ducha i uspokoi swoje myśli.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że jej się to szybko uda. :)
Od przeczytania pierwszego zdania pod powiekami pojawiły się łzy... Kobieto Ty to umiesz przekazać emocje...
OdpowiedzUsuńI nikogo nie zawodzisz. Mnie na pewno nie (:
Jestem z Tobą ;*
Żyletki są dobre na chwile, ale one nie usuną całego bólu jaki w sobie nosi. Jego trzeba "pokonać" w inny sposób.
OdpowiedzUsuńTo stanowczo za przykre i smutne :(
OdpowiedzUsuńCzytając urywek o tnięciu się żyletką aż poczułam ból na swoim ciele:( To opowiadanie jest naprawdę smutne i przerażające, a jednocześnie wciągające. Coś dziwnego.
OdpowiedzUsuńLubię jak wyraże swoje zdanie i zaraz jestem hejterem i najgorszą osoba na tym globie. Rozdział mi się podobał, na momentach z żyletką miałam ciarki na plecach i zamykałam oczy i znów powracałam do czytania.
OdpowiedzUsuńA mnie nie zawodzisz, bo nic takiego nie napisałam tylko sama sobie to wymyśliłaś, poprostu te opowiadania nie maja takiej magii w sobie jak opowiadanie z np. Kubiakiem. Taka historia jak tamta była rzadkością ona była głucha a on mimo to ja pokochał, historia Andrzeja, który okazał się tym złym była świetna, historia Wojtka, była cudowna, dziewczyna chciała robić to co kochała, czyli śpiewać, i zrobiła to mimo krwawienia z gardła. A z całym szacunkiem dla TWOJEJ OSOBY I TWOICH FANEK opowiadań o dziewczynie, która sie tnie i chce zabić było tysiące i to juz nie ma w sobie takiej magii.
A więc dziękuję wszytskim, którzy mnie zhejtowali i dla waszej świadomości też pisze i to całkiem dobrze - tak przynajmniej sądzą inni, a więc mnie nie obrażajcie :) Pozdrawiam hejter anonim :*
Pozwolę sobie odnieść do Twoich słów, to, że zawodzę powiedziałam sama od siebie, możliwe, że tamte historie były lepsze, nie twierdzę, że nie. Ta historia się jeszcze nie zakończyła, a do końca chyba nie rozumiesz jej przesłania, za co oczywiście nie mam Ci za złe.
UsuńBardzo miło mi jest czytać, że bardzo dobrze piszesz, świetna jest świadomość, że są ludzie lepiej piszący ode mnie, bo tak jest, było i będzie.
Jeśli chodzi o historię z Kubiakiem, to jest to historia która strasznie mnie zawiodła bo nie napisałam jej tak jakbym chciała. Ale nie i mnie tutaj.
Mam cichą nadzieję, że historia nadal będą unikatowe.
Dziękuję za Twoje słowa, przemyśle je i postaram się napisać coś niezwykłego mam nadzieję,
Pozdrawiam Anka lubiąca hejtara anonima.
Żyletki nie są dobrym rozwiązaniem.naprawdę. zostawiają gorszy ból niż ten który zastały
OdpowiedzUsuńMarcin okazał się facetem, który wszędzie węszy zdradę... Szkoda, że przez jego urojenia cierpią też inni, a już na pewno cierpi jego dziewczyna/żona, która nie dość, że cierpi przez rozstanie, to jeszcze na dodatek straciła dziecko. A kochała je bardzo.
OdpowiedzUsuńTak jak większość komentujących uważam, że żyletki to nie najlepszy sposób na wyjście z trudnej sytuacji i nie przyniosą nic dobrego, ale co ma dziewczyna zrobić, gdy jeszcze niedawno miała wszystko, a już teraz nie ma nic?
Pozdrawiam, ściskam, całuję.
Faith. :**
Tak bardzo smutno mi... Przepraszam, ale dziś nic więcej nie napiszę tu.
OdpowiedzUsuńMasakra! :O
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczęłam czytać Twoje historie, ale to będą takie tragedię bądź kryminały!? :D
Marcin... - lubię człowieka, ale jakoś tak się go boję xD Ale serio wracając do treści, to nie wiem jak mógł posadzić ją o zdradę? Jeśli chciał się rozstać to mógł to powiedzieć, a nie dowiadując o ciąży oskarżyć, że sypiała z innym.
Żyletki tutaj nie pomogą. Ciekawa jestem reakcji Marcina, gdy się dowie o stracie dziecka.
Ściskam :*
A dla mnie to wszystko jest tu zwyczajnie za trudne. Za wiele bólu, za wiele cierpienia, za wiele łez. Mimo że ja nawet lubię czytać takie smutne historie, to tutaj muzyka i tekst tak na mnie działają, że jestem bliska płaczu. W zasadzie to nawet pozbierać się nie potrafię, żeby napisać tu cokolwiek sensownego... Mam jedynie nadzieje, że na koniec na mojej twarzy pojawi się uśmiech, a nie spływające w dół łzy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*