Antyk. Jedna z epok w dziejach świata. Powstawały wtedy
największe literackie dzieła jakie dane nam było poznać. Powstały pierwsze
nurty i idee. Powstali i oni ‘bohaterowie
tragiczni’. Kim byli? Otóż była to postać, która podejmowała bardzo trudne
decyzje w swoim życiu, zazwyczaj bardzo krótkim. Nie ważne jaką decyzję by ta
osoba podjęła, to i tak była ona sprzeczna z pewnymi przekonaniami. Teraz Ty
masz podjąć taką decyzję. Nie wiesz co masz zrobić, towarzyszy Ci kompletny
mętlik w głowie. Musisz wybrać –Twoje życie, lub życie Waszego nienarodzonego
dziecka.
-Kochanie, Mandzia proszę Cię. Nie możesz tego zrobić,
błagam Cię.- mówi prawie płacząc Twój narzeczony. Podjęłaś decyzje, donosisz i
urodzisz Waszego syna mimo ryzyka, ryzyka które warte jest przysłowiowej świeczki,
bo niczym jest dla Ciebie życie, jeśli miałabyś utracić drugie dziecko. Nie
dałabyś rady.
-Mogę, a nawet muszę Marcin, Ty niczego nie rozumiesz- w
Twoich olbrzymich oczach również zbierają się łzy. – Jeśli tego nie wytrzymam, wychowasz naszego syna,
znajdziesz sobie inną kobietę, która idealnie mnie zastąpi, będziesz ją kochał
równo mocno co mnie. Wychowasz go na
świetnego mężczyznę- łzy spływają po Twoich blado-różowych policzkach- Wierzę w
to z całych sił, kochanie- uśmiechasz się nikle.
-Nie poradzę sobie bez Ciebie- zatapia twarz w Twojej
drobnej dłoni. Spędziłaś już w szpitalu 6 miesięcy. Do rozwiązania zostały Ci
3. Podobno najgorsze. Boisz się śmierci. Chyba nie ma takiej osoby, która by
się jej nie bała. Jesteś na nią mentalnie przygotowana, nie boisz się samego
faktu odejścia, boisz się, że nie zobaczysz już uśmiechu swojego syna, że nie
będzie Ci dane słuchać jego płaczu, nie będziesz go pocieszać, uczyć, nie
będziesz przy nim. Nie będzie Cię przy dwóch najważniejszych mężczyznach
Twojego życia. To powoduje, że strach paraliżuje każdą najmniejszą część
Twojego ciała. Czułaś jakby drobne
ziarenko piasku wpadło do Twojego serca, powodując ból tak ogromny, że nie
mogłaś sobie z nim poradzić. Nawet łzy nie przynosiły ukojenia. Wiedziałaś
jednak, że nie możesz dać po sobie tego znać, musiałaś być silna.
Kolejne dni
były podobne do poprzednich. Monotonia wkradła
się do waszego życia. Twój brzuch z dnia na dzień był coraz większy, Ty byłaś
coraz słabsza, bledsza bez tego błysku w oku. Na Twojej papierowej skórze było
widać każdą nawet najdrobniejszą żyłkę, było widać każde zadrapanie. Z dnia na dzień stawałaś się wrakiem
człowieka. Jedynym szczęściem był Marcin obok Twojego łóżka, zasypiający na
niewygodnym krześle po wieczornym treningu i wasza latorośl która w nocy swoimi
nad wyraz mocnymi ruchami nie dawała Ci spać. Podczas bezsennych nocy znów
zadawałaś sobie milion pytań, lecz na żadne nie uzyskałaś odpowiedzi.
Budzisz się, za oknem świeci słońce jednak mimo wszystko czujesz w sobie niedoparte wrażenie, że dziś coś się stanie. Jeszcze wczoraj spierałaś się z Marcinem, ze ma jechać jutro na półfinałowy mecz do Rzeszowa i pokazać wszystkim swoją siłę. Nagle czujesz przeraźliwy, kłujący ból w okolicach podbrzusza, krzyczysz. Nie wiesz co masz zrobić, uczucie to sprawia, że nie myślisz, ostatkiem podświadomości przyciskasz przycisk, który zawiadamia pielęgniarki, że coś się z Tobą dzieje. Tracisz przytomność.
Tam gdzie się teraz znajdujesz nie ma bólu, cierpienia i
łez. Znajdujesz się gdzieś między niebem, a przysłowiową ziemią. Grunt pod
Twoimi bosymi stopami jest bezbarwny, a Ty sama jesteś ubrana w szpitalną
piżamę. Spoglądasz na dół, gdzie na dole niczym mrówki uwijają się lekarze,
walcząc o życie jakieś dziewczyny, łudząco przypominającą Ciebie. Używają wielu
prób, jeden z nich uciska, drugi wdycha świeże powietrze do Twoich ust,
następny szykuje maszynę, która dzięki przepływowi prądu ma pobudzić Twoje
serce do pracy. Wszelkie próby kończą się fiaskiem. Krzyczysz z góry, żeby
ratowali Twoje dziecko, lecz oni Cię nie słyszą. Nie słyszą Twoich próśb,
błagań, lamentów. Nagle przestają walczyć, słyszysz równomierną prace maszyny,
lecz nie wracasz do swojego ciała. Nadal wegetujesz. Nagle przewożą Cię do innego
pomieszczenia, podciągają Ci koszulę do góry. Wykonują cesarskie cięcie. Nagle
widzisz małą zdrową dziewczynkę, nie słyszysz jej płaczu, to powoduje Twój
pierwszy upadek. Upadasz na bezbarwne sklepienie ciskając się po nim, próbując
coś zrobić lecz nie możesz zrobić właściwie nic. Po którymś klapsie, dziecko
zaczyna rzewnie płakać, płaczesz i Ty, tym razem ze szczęścia. Lekarz cały we
krwi uciera się, inny zaś szyje Twój brzuch.
-Panie Marcinie, stało się coś czego obawialiśmy się
najbardziej- mówi do Twojego narzeczonego lekarz, który najdłużej Cię
reanimował, lekarz, który przyczynił się do przyjścia Waszego dziecka na świat.
– Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by tego uniknąć. Serce Pańskiej
narzeczonej, nie wytrzymało ciąży, dziecko rozwijało się czerpiąc z niej
wszystko, nawet jej życie. Pani Amanda właśnie znajduje się w tak zwanej
śpiączce farmakologicznej. Ta doba będzie decydująca. Jeśli stan będzie bez
zmian, jutro w jej serce wstawimy rozrusznik, jeśli stan się pogorszy, proszę
się przygotować do najgorszego- klepie go jeszcze po ramieniu, dodając jako
takiej otuchy. Nie wiesz co masz myśleć.
Chcesz żyć, bo przecież masz dla kogo. Prawda?
Nadal masz przed sobą wizje swojej przyjaciółki, która mówi
Ci, że Marcin doprowadzi Cię do ruiny. Masz jej za złe, to że nie wierzyła w
Waszą miłość, która jest tak silna, że przezwycięża wszystko. Nadal przed sobą
masz Marcina. Pustkę panującą dookoła Ciebie wypełniają Ci wspólnie spędzone
chwile, pierwsze spotkanie, pierwszy dotyk, pocałunek, pierwsze słowa ‘Kocham
Cię’. Czujesz się jak w kinie, na najpiękniejszym seansie jakim było dane Ci
obejrzeć. Na seansie Twojego życia.
Decydująca dobra w Twoim życiu, była dla Twojego
narzeczonego wiecznością. Nie zmrużył nawet oka, przy waszej córce siedzieli na
zmianę koledzy Marcina. On siedzi przy Twoim łóżku, mówiąc, że mrużenie oczu to
wieczność, przez którą może Cię stracić. Ty walczysz, jesteś dzielną spartanką,
która walczy, do samego końca, ostatni oddech jest walką. Okazuje się, że
minimalnie, bo minimalnie, ale Twój stan delikatnie się poprawia, więc lekarze
decydują się na operacje. Marcin jest pełen wątpliwości, ale godzi się na
wszystko, co mogło by powrócić Cię do żywych. Operacja trwa ponad 6 godzin.
Znów ta cholerna pustka, teraz nie widzisz już nic. Nagle
Twoje oczy się otwierają, łapiesz wielki haust powietrza, krztusząc się nim.
Marcin który przysypiał lekko na fotelu budzi się energicznie. Wszystko Cię boli,
nie możesz nic powiedzieć, każdy najmniejszy ruch jest cierpieniem, lecz jest
niczym przy szczęściu jakie teraz w sobie masz.
-Boże, kochanie Ty żyjesz- mówi, przytulając się do Ciebie,
szybko całując w ustach- poczekaj pójdę po lekarza. Myślałaś, że to znów ta cholerna iluzja,
która bawi się Twoją podświadomością, ale zrozumiałaś, że to nie żart, gdy
poczułaś smak jego ust i drapanie brody na swojej buzi.
Po krótkiej ale intensywnej rekonwalescencji wracasz do
swojej rodziny, W domu panuje inna atmosfera niż zwykłą Ci było pamiętać.
Wszystko jest idealne, wyśnione. Wasza
sypialnia została niezmienna, obok której znajdował się pokoik Anotsi. Podczas
Twojej nieobecności Wiśnia z Gatim wymyślili imię dla Waszej pociechy, które i
Wam przypadło do gustu. Wchodzisz do
sypialni i widzisz piękną suknie która wisi na żyrandolu. Jest bajkowa. Bogato
zdobiona. Nagle do Twoich pleców lekko przytula się Twój narzeczony.
-Chyba przyszedł czas i na to.Prawda?
-Kto Ci pomógł z tym wszystkim? Kiedy, Marcin jak to
możliwe.
-Tylko miłość mi pomogła i dorastająca nadzieja, na to, że wszystko będzie dobrze.
Koniec
_____________
Dziękuję WAM za obecność na tej historii, jednej z ostatnich. Czy ja wiem czy była udana, czy wywołała jakiekolwiek uczucia, emocje w Was? We mnie z pewnością. Raz było to zdenerwowanie, raz niemoc, raz czyste szczęście.
Byłoby mi naprawdę miło, gdyby każda z Was, która to czytała zostawiła tu jakiś znak po sobie, cokolwiek, żebym wiedziała, że czytałyście, byłyście.
To co? Do zobaczenia?
Pozdrawiam Ania.